Grudzień to bardzo pracowity czas dla dokumentalistów. Dzień po wywiadach w Inowrocławiu naszym gościem był Pan Jan Ignacyk z miejscowości Kłopot. Razem z Karolem chodził do gimnazjum i liceum im. Kasprowicza, był jego kolegą z równoległej klasy.
Pan Jan Ignacyk z dokumentalistkami (fot. Michał Lisiecki) |
Mieszkali również razem w bursie. Dowiedzieliśmy się o nocnych rozmowach toczonych w wąskim gronie, o tym, co było najważniejsze dla kilkunastoletniego Karola, o niezwykłej umiejętności szybkiego czytania, której Pan Jan bardzo mu zazdrościł. Po maturze drogi obu Panów spotkały się ponownie w Poznaniu. Karol, który miał problem ze znalezieniem noclegu, przez kilka miesięcy pomieszkiwał w pokoju akademickim Pana Jana.
- Jak Pan poznał Pana Urbańskiego?
Spotkaliśmy się w Liceum im. J.
Kasprowicza w Inowrocławiu, ale mieszkaliśmy w bursie ziemi kujawskiej, która
była przy ulicy Dworcowej w Inowrocławiu. Kiedyś ten budynek uległ spaleniu,
nie było pieniędzy na remont więc go sprzedano i znalazł tam siedzibę bank.
-Chodziliście do jednej klasy?
Nie, Karol chodził do klasy
matematycznej, a ja do humanistycznej. Były wtedy tylko 2 klasy licealne.
-Maturę zdawaliście Panowie w tym samym roku.
W tym samym dniu.
-Jakim kolegą był Karol?
To był bardzo miły chłopak,
życzliwy, dosyć operatywny. Miał chyba dużo kolegów życzliwych sobie, bo i sam
taki był.
Potrafił zjednywać sobie ludzi?
Potrafił. Aczkolwiek miał
stosunkowo nieliczne grono bardzo bliskich kolegów. Między innymi brata jednego
z profesorów, który to profesor był wychowawcą w naszej bursie.
-Jakim był uczniem?
Nie byliśmy w jednej klasie, ale
jeśli chodzi o zdolności myślę, że to był jeden z lepszych uczniów w klasie
matematycznej. Nie zapomnę jego zdolności szybkiego czytania. Ja lubiłem
przeczytać, a czasami jeszcze wrócić i powtórzyć. On natomiast pożerał książki.
Można powiedzieć, że prawie je kartkował. Zazdrościłem mu tego, bo ja musiałem
ileś czasu poświęcić na książkę, a on przekartkował książkę i wiedział, co
przeczytał, bo nieraz go sprawdzałem.
- Miał umiejętność szybkiego czytania.
Wielką umiejętność szybkiego
czytania. Myślę, że nie było drugiego w bursie, który by mu w tym dorównał.
- Mieszkaliście w jednym pokoju?
Sypialnię mieliśmy wspólną, bo
nie było tam pokoi tylko sale. Nie była to szkoła, ale tak było to urządzone,
że w jednej sali uczyło się do 20 chłopców, bo była to męska bursa. Ci starsi
licealiści, bo byli tam uczniowie od pierwszej klasy gimnazjum, poprzez 4 lata
liceum, mieli trochę więcej swobody. Wieczorem nie mieliśmy ograniczeń, że
musimy iść spać o 22.00 jak pozostali. Bardzo często siedzieliśmy i po północy.
Kolegów w drugiej klasie licealnej było trzech, a w pierwszej licealnej było
nas 6. Jednak uczyliśmy się w jednej izbie. Mieliśmy więcej swobody. Zdarzało
się, że nawet po północy prowadziliśmy bardzo żywe dyskusje z profesorem
Zandeckim. Uczył francuskiego, ale znał też dobrze inne języki.
- O czym tak żywo dyskutowaliście do północy?
Dyskusje były różne. To był taki
czas, że nie bardzo można było sobie pozwolić na wiele. Nikt nie wiedział z kim
rozmawia, a wygląd zewnętrzny wielu rzeczy nie ujawniał. Nawet zachowanie.
Powiedziałbym, że to był taki czas, kiedy ludzie umieli dochowywać tajemnic. To
były raczej takie swobodne rozmowy na tematy szkoły. Były i inne tematy, ale to
już w bliskim gronie. Z Karolem nie mieliśmy tajemnic. Po prostu jakoś tak się
poznaliśmy, do tego jestem krajanem jego rodziców. Nie wiem czy wiecie, że
ojciec Karola pochodził z Wojnicza za Brzeskiem, koło Tarnowa. A ja jestem z
okolic Bochni. Wojnicz był kawałek dalej w stronę Tarnowa. Byłem w domu
rodzinnym Franciszka Urbańskiego, żyła jeszcze siostra ojca Karola – ale to na
życzenie Karola jechałem w tę stronę i wstąpiłem do niej.
- Co lubił Karol Urbański?
Trudne pytanie. Lubił swobodną
rozmowę, lubił żartować. Nawet z profesorem Zandeckim, którego dużo młodszy
brat był kolegą Karola. W pewnym sensie to dawało mu większych możliwości
żartowania, ale bez przekraczania granic przyzwoitości. Poza tym chyba lubił
przygotowywać się solidnie do lekcji, dbał o to. Dużo czytał, bo czytał szybko,
nie sprawiało mu to trudności.
-Co czytał?
To była raczej klasyka. Ale
zdarzały się i inne.
-Miał jakieś zainteresowania oprócz nauki?
Prawdę mówiąc wtedy nie było
wiele czasu na zainteresowania. Sport nie interesował go wcale, nie zajmował
się tym. Aczkolwiek było lodowisko w pobliżu, przy szkole mechanicznej i myśmy
tez z niego korzystali. Nie mieliśmy jednak łyżew, tylko ślizgaliśmy się na
podeszwach butów. Chętnie włączał się do rozmowy. Jeżeli taka była, to lubił
się włączyć. I lubił rozmawiać z innymi.
-Jakie wydarzenie związane z Panem Karolem najbardziej utkwiło Panu w
pamięci?
To było prawie 70 lat temu.
Trudno powiedzieć.
- Czy Urbański czuł się patriotą?
Chyba tak. Pochodzenie jego ojca
– Małopolska, nikomu nie ubliżając i żadnej dzielnicy, była mocno nafaszerowana
patriotyzmem. W zaborze austriackim było najswobodniej, ten patriotyzm był
większy niż gdzie indziej. Stamtąd pochodził ojciec Karola. To nie jest
obojętne. Myślę, że Urbańscy pochodzili z dość zamożnej rodziny, nie bogatej,
ale jak na ówczesne warunki dość zamożnej. Karol czuł się Polakiem.
-Dlaczego Pan tak uważa?
Książki, które czytał dużo o tym
mówiły. To był Sienkiewicz, Prus, Żeromski…
- Co było ważne dla Karola jako gimnazjalisty, licealisty?
Nauka przede wszystkim. Wiedział,
dlaczego jest w liceum, po co tam przyszedł. Dbał, by być przygotowanym do lekcji.
Myślę, że miał szerszy pogląd niż przeciętny licealista w tym czasie.
- Co to znaczy, że miał szerszy pogląd?
Wynikało to z różnych dyskusji,
które toczyliśmy nawet po północy. Raz sobie pozwoliłem, gdy profesor Zdanecki
był z nami. Rozmawialiśmy o rozbiorach Polski. Niestety, wszyscy staraliśmy się
zachować umiar. Wiedzieliśmy jaka jest sytuacja i wzajemnie do siebie nie
mieliśmy stuprocentowego zaufania. Była ostrożność. W pewnym momencie
powiedziałem do profesora, że Szewczenko to był Polak. „Janek, co Ty mówisz?”
Ja na to: „Przecież on urodził się i mieszkał na terenach, które kiedyś
należały do Polski. A że zdarzyły się rozbiory to ani jego, ani nasza wina”.
Oczywiście oprzytomniałem szybko. Przecież wtedy mówienie do profesora takich
rzeczy znaczyło, że on musiałby się z tego mocno tłumaczyć, gdyby ktoś kogoś
poinformował. „Jak Ty wychowujesz tych młodych ludzi, skoro oni takie rzeczy
mówią?” Przeczekaliśmy, przeszło to wszystko. Karol później w pokoju sypialnym
powiedział: „Za daleko zaszedłeś”. Przede wszystkim ze względu na profesora.
Wcześniejsi licealiści byli bardziej umiarkowani. Mieli swoje zdanie, umieli je
wypowiedzieć, ale byli umiarkowani. To było również kształtowanie nas. Przecież
myśmy się na nich w pewnym sensie wzorowali.
- Zdaliście Panowie maturę i co było dalej?
Ja też znalazłem się w Poznaniu,
na Uniwersytecie Poznańskim, na Wydziale Rolnym. W Poznaniu zajęcia mieliśmy
nierzadko do godziny 6 rano do 20.00. Na spotkania nie było czasu. Chodziłem do
stołówki akademickiej, Karol też tam przychodził, ale rzadko się tam
widywaliśmy. Nieraz spotykaliśmy się w drodze z Poznania do domu. Za to często
się spotykaliśmy na drugim roku studiów. Dostałem mieszkanie po raz drugi w tym
samym domu akademickim i kiedyś spotykam Karola na obiedzie. Pytam go gdzie
mieszka, a on na to, że nie ma mieszkania. Na pytanie, gdzie śpi odpowiedział,
ze gdzie popadnie i że dwie noce przespał na dworcu. Kazałem mu przyjść do
mnie. Wtedy spotykaliśmy się niemal codziennie wieczorem. Spaliśmy na jednym
łóżku, nie było szerokie, ale mieściliśmy się. W pewnym momencie było nas
trzech w pokoju oprócz Karola. Któryś z kolegów był niezadowolony z jego
obecności. Dlaczego – nie wiem, bo on przychodził ok. 21.00. Któryś musiał
powiedzieć portierowi, żeby Karola nie wpuszczać. No i któregoś dnia portier mu
powiedział, że nie ma wstępu do akademika. No i Karol przespał noc na dworcu.
Spotkaliśmy się na drugi dzień i gdy zapytałem; „Gdzie będziesz spał?”, on
odparł „Nie wiem”. Powiedziałem mu, że są rusztowania i po nich może wejść na
pierwsze piętro, otworzę mu okno i wejdzie. I tak chodził przez 3 miesiące. Po
rusztowaniach, bo portier nie chciał go wpuścić. Moi koledzy już więcej nigdzie
tego nie zgłaszali.
- Po studiach utrzymywaliście kontakty?
Nie bardzo, bo ja dostałem nakaz
pracy w Wielkopolsce, a Karol przyszedł do Inowrocławia. Więc nie mieliśmy
możliwości i raczej nie spotykaliśmy się. Dopiero jak po 10 latach wróciłem to
odnowiliśmy kontakt.
- Jakie to były spotkania?
Spotykaliśmy się u mnie na
działce. Miałem kupione 2h ziemi koło Inowrocławia, ok. 400 metrów od granic
miasta. Zacząłem tam powoli budować dom. Karol czasem przychodził, bo ja do
ciemnego wieczora tam pracowałem, nierzadko przy świetle księżyca. Później, gdy
dom już stał, a ja się ożeniłem Karol był pierwszym lekarzem naszego syna. Był
częstym gościem u nas.
- Jaki był jako lekarz?
Bardzo staranny. Był wymagający,
ale bardzo staranny. Pracował w szpitalu i pracował w Złotnikach Kujawskich.
Jak wracał ze Złotnik, ok. 22.00 wstępował na herbatę. To była najczęstsza
okazja do spotkań. Mówił, że później jeszcze musi wstąpić do szpitala.
Zdejmował buty i skarpetki, żeby go nie słyszeli, jak szedł. I tak było.
Przychodził i sprawdzał, czy wykonane są podane przez niego zalecenia. Był
wymagający, ale nie tylko wobec kogoś, ale też wobec siebie. Jak nieraz
jechałem do znajomych i mówiłem, ze znałem Urbańskiego to słyszałem: „On leczył
nasze dzieci”… Słyszałem od nich same pochwały. Tak więc musiał być dobrym
lekarzem. Ja nie wiedziałem co to znaczy, żeby syn długo chorował. Często byłem
daleko poza domem. Wstępował czasami w drodze do szpitala. Była herbata,
rozmowa. Mówił: „Leszek, gardło pokaż”, bo syn był podatny na przeziębienia.
Ale opieka była zapewniona.
- Kim był Karol Urbański według Pana?
Dla mnie zawsze koleżeński,
życzliwy, uśmiechnięty. Myślę, że tak był przyjmowany również przez wielu
innych.
- Jakim był kierowcą?
Nie jeździłem z nim, ale był
czas, kiedy mi opowiadał, że drzew na drodze Złotniki-Inowrocław trochę jest
przez niego okaleczonych. Kiedyś było tak, że musiał zostawić samochód tam,
gdzie był wypadek i autostopem przyjechał do domu. Było to chyba w okolicy
Jaksic. Któreś drzewo stanęło mu wtedy na drodze i dalej jechać nie mógł.
Poszukał tam jakiegoś mechanika i dojeżdżał autobusami. Remont samochodu nie
trwał długo, bo Urbański był w okolicy znany.
- W 2001 roku gimnazjum w Złotnikach nadano imię Karola Urbańskiego. Czy
to dobra kandydatura?
Trudno było o lepszą. Urodził się
w Inowrocławiu. Tutaj spędził dużo czasu. Tutaj jego pracowali. Na pewno wielu
mieszkańców do dziś dnia to wychowankowie jego rodziców. Był tutaj kierownikiem
ośrodka zdrowia. Miał dobrą opinię nie tylko w gminie Złotniki, ale często tez
dojeżdżał w kierunku Barcina i Łabiszyna.
Dziękujemy bardzo za rozmowę.
Wywiad przeprowadzili: Julia, Eliza, Basia, Michał.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz