28 stycznia 2017

Doktor Urbański we wspomnieniach władz gminnych


Ostatni tydzień przed feriami był bardzo pracowity dla ekipy dokumentalistów.
23 stycznia mieliśmy okazję porozmawiać z Wójtem Gminy Złotniki Kujawskie - Panem Witoldem Cybulskim oraz Zastępca Przewodniczącego Rady Gminy - Panem Grzegorzem Weberem. 

W związku z tym, że nasi rozmówcy pełnili funkcje kierownicze w Złotnickim gimnazjum od początku jego istnienia, dowiedzieliśmy się, jak doszło do tego, że szkoła obrała postać Karola Urbańskiego za swojego patrona. Zapoznaliśmy się z dokumentami dotyczącymi nadania imienia oraz nadania Panu Karolowi Urbańskiemu tytułu "Zasłużony dla Gminy Złotniki Kujawskie". 


Witold Cybulski - Wójt Gminy Złotniki Kujawskie

Skąd Pan znał Karola Urbańskiego?
Muszę przyznać, że to duża przyjemność udzielić wywiadu na temat tej osoby, ponieważ Karol Urbański w moich wspomnieniach i w moich życiu kojarzył się jako osoba ważna nie tylko dla mnie, ale i dla mojej rodziny.  Moje kontakty z nim zaczęły się już w latach 80’, kiedy wprowadziłem się do gminy Złotniki Kujawskie, jako młody nauczyciel. Zostałem ojcem i trafiłem do niego jako kierownika Ośrodka Zdrowia w Złotnikach Kujawskich z wiadomymi problemami, czyli chorymi dziećmi. To był mój pierwszy kontakt z Karolem Urbańskim. Chcę powiedzieć, że był to kontakt inny niż z resztą lekarzy. Ta różnica polegała na tym, że jego podejście do pacjenta było niezwykle pedagogiczne, przesympatyczne, miłe oraz profesjonalne. Potrafił podchodzić do dzieci jak stary belfer. Pamiętam sytuację, kiedy moja córka zachorowała i poszliśmy do ośrodka zdrowia. Weszliśmy do jego gabinetu – ona oczywiście była zestresowana, bo wówczas była małą dziewczynką. Pierwsze pytanie ,,Kim wy jesteście?”  i odpowiadam, że jestem nauczycielem, ,,A czego tu szukacie?”  - pomocy dla córki. ,,A powiedz Cybulko –tak na nią mówił-  ile masz lat?, A wierszyk jakiś znasz? – No znam. – odpowiedziała. ,,To proszę zanim Cię zbadam, powiedz mi jakiś wierszyk.” Moja córka lubiła takie rzeczy, więc wysłuchał, pochwalił. I to był już początek. Później jak córki chorowały, to na wejściu było wiadomo, że trzeba powiedzieć wierszyk albo zaśpiewać piosenkę. Tak było przez wiele lat. To był oczywiście zwykły mechanizm psychologiczny powodujący to, że i my, rodzice lepiej się czuliśmy i ci mali pacjenci też. To był pierwszy kontakt, taki niezwykle sympatyczny i bardzo ciepły. To wspomnienie o nim jest bardzo ciepłe. Natomiast później, z racji moich funkcji, czy to dyrektora szkoły, czy nauczyciela, Karol Urbański jako pediatra, jako lekarz - to już osobowość. To taki człowiek, który na terenie Gminy Złotniki Kujawskie wypełniał jakąś misję. W świecie obecnym nie ma wielu takich autorytetów, jakim on był, bo był nie tylko dobrym lekarzem, ale i wspaniałym człowiekiem. Pracowity, zaangażowany, zawsze gotowy do pracy, szanowany przez pacjentów i lubiany w swoim środowisku medycznym. Był autorytetem dla mnie jako młodego dyrektora szkoły i nauczyciela. To był człowiek z pasją, z misją, a takich ludzi jest bardzo mało, a jego zaangażowanie – wielogodzinne dyżury, bo można powiedzieć, że na każdy sygnał pacjenta wsiadał do swojej syrenki i jechał tam, gdzie była potrzebna pomoc. Tych kontaktów było bardzo dużo, później też były bardzo przyjemne, bo związane  z – niestety już pośmiertnie – nadaniem gimnazjum jego imienia, czy przyznaniem tytułu Zasłużony dla Gminy Złotniki Kujawskie. To kontakty już tylko z nazwiskiem, a właściwie postacią tego znakomitego lekarza. Można powiedzieć, że dla Złotnik Kujawskich, tak jak Edmund Obiała czy ksiądz Koźmiński, jest on postacią ważną i historyczną.

Proszę nam opowiedzieć, jak doszło do tego, że człowiek, którego nazwiska nie znajdziemy w encyklopedii, czy też Wikipedii, został patronem szkoły?
Pytanie jest proste. W naszym małym środowisku, kiedy to usiedliśmy razem z panem Weberem i panią Wiolettą Zielińską –ówczesna pedagog, zastanawialiśmy się kogo wybrać na patrona szkoły. Wybór takiej osoby nie odbywa się przy stoliku, tylko trzeba mocno zaangażować w to całą społeczność. Wymieniane były różne nazwiska i osób  ogólnie znanych w powiecie, kraju, autorytetów, postaci historycznych, bohaterów. Ale ta propozycja nie wyszła ode mnie, lecz od pana Webera lub pani Zielińskiej, jeżeli dobrze to sobie przypominam. Ten człowiek jednak był tak mocno związany z tym środowiskiem, z ta gminą, oraz był osobą tak znaną i szanowaną, że byłoby naprawdę dużym nietaktem nie uwzględnić go wśród tych kandydatur. Oczywiście odbył się plebiscyt, w którym brała udział duża część społeczności, w tym także uczniowie, rodzice i w sposób absolutnie jednoznaczny Urbański zdobył najwięcej głosów. Ku naszej radości, bo tak naprawdę chodziło o to, aby uszanować jego i jego rodzinę, ale przede wszystkim chodziło o to, aby mieć osobowość, postać, wokół której będzie można prowadzić program wychowawczy, czyli wskazywać młodemu pokoleniu jak żyć z misją i pasją, co to znaczy empatia, pomaganie drugiemu człowiekowi.  Karol Urbański był doskonałym przykładem dla młodego pokolenia. Teraz z perspektywy czasu, jako wójt, powiem, że jestem bardzo dumny z tego powodu, że został wybrany i że był to świetny wybór. Nie spotkałem jeszcze osoby, która powiedziałaby, że popełniliśmy wtedy błąd. Z dużą powagą i satysfakcją mogę powiedzieć, że to był to wybór najlepszy z możliwych.

Jak Pan uważa, co było ważne dla Karola Urbańskiego?
Nie wiem czy praca, czy pacjenci, czy życzliwość dla drugiego człowieka, czy w końcu jego prawo pracy jako koordynatora oddziału pediatrycznego w Inowrocławiu, czy może jego rodzina. Wydaje mi się, że na jego osobowość składało się to wszystko. Z jednej strony jego misja i pasja, czyli ratowanie ludzi chorych, z drugiej strony - rodzina i życzliwość. Po prostu wspaniały człowiek. Trudno odpowiedzieć na to pytanie, ale wydaje mi się, że wszystko o czym powiedziałem  tworzyło tę wielką osobowość. Osobowość człowieka z misją. Teraz trudno znaleźć takie osobowości, ludzi z pasją. W tej chwili te autorytety miejscowe, lecz też ogólnonarodowe są bardzo często słabe lub ich nie ma. Dla nas, dla Złotnik, Urbański to autorytet jako osobowość, a nie wybrany zespół cech.

Kim był według Pana Karol Urbański?
Był człowiekiem, który spełnił swoje marzenia, zainteresowania równocześnie realizując misję, która była tak potrzebna pacjentom. Pogodził 2 rzeczy: swoją pasję i miłość do niej oraz profesjonalizm z możliwością czynienia dobra drugiemu człowiekowi. Ta empatia i to niesienie pomocy stworzyło tę osobowość. Był człowiekiem nie na dzisiejsze czasy. Takich ludzi z pasją już nie ma. Nie wiem, czy w dzisiejszych czasach takiemu człowiekowi byłoby dobrze… Bo wiemy jak świat pędzi, jak wszyscy gonią za sukcesem, za finansami, za karierą, przywilejami… On o tym nie myślał. On myślał o tym, żeby pomóc pacjentowi i żeby realizować swój zawód i samego siebie.

Jak Pan zareagował na wiadomość o śmierci Urbańskiego?
Każda śmierć jest przykra, a szczególnie przykra jest ta, kiedy umiera ktoś dobry. Był to rok 1994 jeżeli dobrze pamiętam. W tamtych czasach wiadomość o jego śmierci huknęła w Złotnikach Kujawskich. Zapanowała wtedy taka smutna atmosfera, że nie będzie już tej Syrenki, nie będzie człowieka, który z uśmiechem o 22.00 czy 23.00 wchodził do domu i był czasem przepracowany, ale zawsze życzliwy, nie będzie już tego człowieka, o którym mówiliśmy ,,nasz lekarz”. Na pewno jest związane z jakąś pustką, niemocą i wielkim żalem, że odszedł ktoś dobry.


Dziękujemy za rozmowę. 


Grzegorz Weber - Zastępca Przewodniczącego rady Gminy Złotniki Kujawskie

Skąd Pan znał Karola Urbańskiego?
Przyjechałem do Złotnik w 1982 roku, wtedy moja żona rozpoczęła pracę w ośrodku zdrowia jako pielęgniarka i opowiedziałem o tym mojemu ojcu. Tata powiedział mi, że pracuje tam jego kolega z czasów liceum i studiów. Okazało się, że to był właśnie kierownik ośrodka zdrowia,  doktor Urbański. Zacząłem sobie wtedy przypominać, że gdy byłem małym chłopcem, nasze bloki były blisko siebie na ulicy Broniewskiego. Rzadko go widywałem, bo do szpitala jechał zawsze wcześnie rano, a wracał późno wieczorem, gdyż sam sobie taki tryb pracy narzucał. Jednak często się widywał z moim ojcem, bo mieli po drodze do pracy. Tata jeździł do Domu Kultury na ulicy Marii Panny, a doktor jeździł do szpitala, który wówczas był na ulicy Toruńskiej. Często zabierał ojca do swojej słynnej Syrenki i jechali razem. Szerszą znajomość zawarliśmy już tutaj. Leczył moje dzieci , przyjeżdżał o różnych porach. Zdarzały się jego słynne przyśnięcia, bo potrafił przyjechać, badać, potem rozmawiać na różne tematy, po czym umiał się zdrzemnąć na parę minut, a później już był gotowy do dalszej pracy. Często czekaliśmy na niego bo były to naprawdę późne godziny, kiedy to przyjeżdżał na wizyty do naszych chłopaków. Potem przypomniał sobie ojca i mnie więc mieliśmy sporo wspólnych tematów różnego typu. Zresztą, sam był synem nauczyciela. Jego tata był kierownikiem szkoły w latach 50’ w Złotnikach Kujawskich, jeżeli dobrze pamiętam, był nim dobre 14 lat. Później wielokrotnie pana doktora widywałem, bo to był rytuał, że prawie codziennie stawał Syrenką na ulicy Powstańców Wielkopolskich, kiedy przyjeżdżał do swojej mamy.

Pamięta Pan jakieś sytuacje z wizyt z dziećmi w ośrodku, lub kiedy przyjeżdżał na wizyty lekarskie?
Trudno mi to sobie przypomnieć, gdyż w większości to były zwyczajne wizyty, jednakże często on sam stwarzał zabawne sytuacje. Pamiętam, że kiedy jeździł z moim ojcem do pracy, to zdarzyło się parę razy, że wsiadał i mówił ,,Jurek! Trzymaj drzwi, bo jedziemy!”. Była to zabawna sytuacja, bowiem pan doktor miał wtedy te drzwi na sznurku i mój tata musiał je trzymać, żeby jakoś do pracy dojechać. Śmieszna sytuacja zdarzyła też się kiedyś, kiedy musiał jechać na wizytę do kogoś zimą, a nie miał transportu. I stało się tak, że po pana doktora przyjechał sam gospodarz wozem konnym, na którym posadzono lekarza i tak pojechał na wizytę.

Jakim był lekarzem i jak się odnosił do małych pacjentów?
Dla mnie, jako nauczyciela był rewelacyjnym lekarzem. Był to człowiek, który umiał znaleźć kontakt z dziećmi. Często bywa, że lekarz da czasem jakąś zabawkę, żeby dziecko się odstresowało i można je było przygotować do badania. Ale przy nim, nie pamiętam, żeby jakiekolwiek dziecko się bało. Miał takie słuchawki z uśmiechniętą buźką narysowaną na stetoskopie i to był jedyny jego ,,gadżet”. Resztę stanowiła rozmowa. Próbował czasem wyciągnąć z tego dziecka jakiś wierszyk, czy też piosenkę. Natomiast, był bardzo surowy dla rodziców. Utkwiło mi to bardzo mocno w pamięci, bo rzadko się spotykało wśród lekarzy, że lekarz zwracał uwagę rodzicom na higienę dziecka. Dla większości matek nie były to przyjemne rozmowy, o tym, że dziecko przyszło na wizytę brudne, zaniedbane. Był wymagający w stosunku do rodziców. Był również wymagający w stosunku do siebie. Jeżeli narzucił sobie jakiś tryb pracy, to musiał to zrobić i nie było innego wyjścia. Wymagał również dużo od personelu. Kiedy w szpitalu pełnił funkcję ordynatora, potrafił w nocy przybyć do szpitala i sprawdzić chociażby czy pielęgniarki pracują, a nie robią innych rzeczy, ponieważ źle się to wtedy kończyło dla personelu, albowiem był surowym człowiekiem. Aczkolwiek potrafił szybko zapomnieć o całym zdarzeniu i wtedy normalnie, przyjacielsko rozmawiał z personelem. Błędy wytykał prosto z mostu, bo uważał, że tak trzeba. W tych czasach nie ma już takich zjawisk, bo my się krępujemy wytykać komuś błędy, nawet jak się jest zwierzchnikiem, to mówi się o tym delikatnie, a Pan Urbański mówił prosto w twarz co mu się nie podoba, co trzeba poprawić i dlaczego.

Dlaczego był tak szanowany?
Sposób, w jaki postępował z ludźmi, przyciągał. Podobała im się rozmowa z kimś, kto mówił konkretnie, kto się znał na danej dziedzinie, wiedział co mówi, wskazywał, co jest źle, a co dobrze. Jest to taki podświadomy mechanizm przyciągający. Był ceniony. W latach 50’-60’ na terenie Złotnik Kujawskich znajdowało się tylko dwóch lekarzy – doktor Urbański i doktor Maciejewicz. Obaj mieli co robić, bo teren był duży. Wieść, że Urbański to dobry lekarz, trafiła tu ze szpitala. Fakt, że był fachowcem wysokiej klasy, przełożyło się na to, że ludzie wybierali go na swojego lekarza. 7 lat po studiach został ordynatorem w szpitalu. Raczej rzadko się zdarza, żeby w tak krótkim czasie zdobyć autorytet w swojej specjalności, tym bardziej w dziedzinie pediatrii, gdzie kontakt z pacjentem jest bardzo trudny, bo ten pacjent nie zawsze powie, gdzie go boli. Płacze, ale nie powie… Pan doktor bardzo dobrze sobie z tym poradził.

Wiemy, że był Pan jednym z inicjatorów nadania gimnazjum imienia Karola Urbańskiego. Dlaczego był Pan inicjatorem tego, aby gimnazjum akurat nosiło jego imię?
Kiedy zakładaliśmy gimnazjum, doszliśmy do wniosku, że wypadałoby, aby szkoła miała patrona. Miała to być osoba, która kształtowałaby postawę, osobowość młodego ucznia. Najważniejszą rzeczą w wyborze patrona jest to, jakiego ucznia chcemy widzieć na końcu szkoły, jak powinien on być przygotowany do życia. Patronem musi być ktoś, kto będzie w stanie w sposób łatwy i przyjemny przekazać uczniowi dobre cechy. Według mnie, kimś takim nie może być sławna osoba, lecz człowiek związany z danym środowiskiem, w którym jest szkoła. Urbański był bardzo dobrze trafionym nazwiskiem dla naszego gimnazjum. Dowodem na ty jesteście na przykład Wy. Można z patronem pracować pół roku, rok, ale on wtedy tylko jest, na przykład na pieczątce szkoły. Nic się dzieje, jeśli chodzi o pracę z patronem. Natomiast to, co Wy robicie, mimo że tyle lat już minęło, a nadal ta postać jest, ciekawi, wciąż chcecie coś o nim wiedzieć, pokazać, nawet naśladować.

Kim był Karol Urbański?
Pan Urbański był człowiekiem, który wiedział czego chciał, jeżeli chodzi o swoją pracę. Rzetelny w stosunku do swojej pracy, był zawsze przygotowany do zajęć – przykładem na to może być sytuacja z mojej rodziny, kiedy to moja siostra była już prawie nieuleczalnie chora, doktor Urbański powiedział: „My sobie poradzimy” . Spędził w szpitalu 3-4 noce. Robił notatki, konsultował się z innymi lekarzami z Poznania i z Warszawy. I dzięki temu wyciągnął siostrę z tej choroby. Pokazuję tutaj, nie to, że chodzi o moją siostrę, ale o jego sumienność i dążenie, aby sobie z tym czymś poradzić. Otaczał się ludźmi wysokiej klasy. Był też człowiekiem rodzinny, gdyż bardzo dbał o swoją rodzinę, mamę i dzieci, żonę. Był przede wszystkim człowiekiem odpowiedzialnym za swoje czyny. Nie są to peany na temat jego osoby… Był również pedagogiem. Odpowiadał za swoje słowa.
Ważną sprawą na dzisiejsze czasy jest to, że pana Urbańskiego wówczas nie interesowała sytuacja polityczna, plotki, dysonanse między ludźmi. On rozmawiał z każdym i na każdy temat, chociaż miał swoje zdanie. Dobrym potwierdzeniem jego charakteru jest fakt, że w latach 50’, aby zostać kierownikiem, dyrektorem, ordynatorem trzeba było być w partii.  On nie był. Był tak ceniony wśród ludzi, nawet tych o innych poglądach. Ludzie go po prostu cenili.

Na koniec zadamy jeszcze pytanie związane ze zmianami, które już wkrótce wchodzą w życie. Co będzie z postacią Karola Urbańskiego jako patrona gimnazjum, które mocą nowych przepisów będzie wygaszone?
W myśl nowych przepisów prawa gimnazjum nie będzie. I patrona też nie będzie. Natomiast myślę, że przywiązanie społeczności i ludzi…Bo rośnie kolejne pokolenie ludzi, którzy doktora nie znali, ale „bawią się” jego historią, tworzą film na jego temat… Myślę, że środowisko znajdzie sposób, żeby gdzieś ta postać pozostała. Trzeba by tę pamięć zachować, więc przypuszczam, że społeczeństwo lokalne znajdzie jakieś wyjście.

Dziękujemy za rozmowę.

Wywiad przeprowadzili Basia i Michał. Transkrypcji dokonała Klaudia.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz